Romain Noël
The language of the night
Propozycja jest taka, aby po prostu móc wysłuchać tego, co należy opłakiwać. Zadaj sobie pytanie: co się zmienia? Bo tak naprawdę na tym właśnie polega żałoba, będąc świadomym tego, co się zmienia. Zatem co się teraz zmienia w moim życiu? Co się zmienia? To właśnie tracę. Co takiego może już nigdy nie być takie samo? Czy można zadać to pytanie? Mogą to być ludzie, którzy umierają lub którzy umarli. Mogą to być także ludzie lub rzeczy, które umarły dawno temu. I niekoniecznie są to ludzie martwi: mogą to być również miejsca lub rzeczy, które były możliwe, a potem tych możliwości już nie ma, więc też nad tym ubolewam.
Mashę poznałem w październiku 2019 roku i od tego czasu interesuję się jej twórczością. W pewnym sensie to łzy nas połączyły. Łzy i ich przemieniająca moc. Mistyka łez. Rzeki, jeziora, potoki, morza i oceany. A potem w wirach wody, w pianie fal, w ciemnych otchłaniach: świat w procesie przemiany.
Sprawy potoczyły się jak w bajce. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem. Prawdę mówiąc, byłem nawet przerażony. Bo tak, opowieści nie zawsze są bajkami. Są też koszmary. A co gorsza, koszmary na jawie. Jak teraz. Jak zawsze.
Kiedy Masha poprosiła mnie o napisanie tekstu na tę wystawę, zgodziłem się z entuzjazmem jednocześnie wiedząc, że nie będzie to łatwe. I nie bez powodu czułem, że w jej ostatnich pracach przewijają się wszelkiego rodzaju świadome i nieświadome treści i że będę musiał z nimi prowadzić dialog, aby znaleźć odpowiedni ton.
Tam, skąd pochodzę, mówi się, że ludzie, którzy doświadczyli wielkiego cierpienia, mają wielką moc, w magicznym tego słowa znaczeniu. Kiedy to słyszę, mówię sobie, że muszą mnie otaczać magowie. Zastanawiam się jednak: w którym momencie te magiczne moce objawiają się w życiu tych ludzi? Czy jest to proces natychmiastowy, czy wręcz przeciwnie, proces stopniowy? Nie mam odpowiedzi, ale sądzę, że wszystko ma związek ze łzami, czyli bólem, który stał się płynny. Łzy są pierwszym eliksirem, ale do inicjacji potrzeba czegoś innego.
Jak rozwikłać tajemnicę dzieła, którego zasady konstrukcyjne pozostają niesprecyzowane? Od kilku lat posługuję się techniką polegającą na zanurzeniu się w stan mediumistycznego transu, który pozwala mi wejść w bezpośredni dialog z dziełami, a więc pośrednio z artystami, którzy je stworzyli. Ten trans nie ma w sobie nic specjalnie duchowego, jest raczej zakorzeniony w rodzaju wysokiej wrażliwości. Tak jakby ożywione serce stało się platformą emocjonalnego połączenia, miejscem emocjonalnej magii. Ta metoda ma w rzeczywistości pochodzenie romantyczne. Inspiracja pochodzi od poety Johna Keats’a, który zdefiniował zdolność negatywną jako umiejętność „pozostawania w niepewności, tajemnicach i wątpliwościach, bez ciągłego szukania faktu i przyczyny”. I tak zamykam oczy i daję się ponieść widmowym przepływom.
Poszedłem nad rzekę i pomyślałem o samobójstwie Virginii Woolf. Niemal czułem kamienie w kieszeniach i wołanie żywej wody. Zastanawiałem się, jak taki koszmar mógł zbiegać się z taką wspaniałością. Siedziałem chwilę na brzegu i obserwowałem ptaki tańczące na niebie. Potem upierzenia zamieniły się w futra i zrozumiałem, że nietoperze wyszły na zewnątrz.
Bardzo szybko wystawa Mashy przyjęła ezoteryczny, żeby nie powiedzieć paranormalny obrót. Zamknąłem oczy i widziałem, jak malowane, rzeźbione lub rysowane postacie ożywają i było dla mnie jasne, że jestem pomiędzy zapalonymi lampami, figlarnymi nietoperzami, szkieletami wyłaniającymi się z grobów i nawiedzonymi domami. Nie wspominając oczywiście o postaci Freddy'ego Kruegera ze spaloną twarzą i rękami w kształcie ostrzy. We Francji Freddy po raz pierwszy pojawił się w 1984 roku w filmie „Les Griffes de la Nuit”, którego oryginalny tytuł brzmiał „Koszmar z ulicy Wiązów”. Fakt, że Masha poczuła potrzebę udawania Freddy'ego, od razu mi się spodobał. Co taki kostium jej umożliwił? Minęły letnie miesiące, a moje pytania pozostały bez odpowiedzi.
Szukam na świecie znaków, które mogą mi pomóc. Nie potrzebuję pomocy bardziej niż inni. Wierzę, że każdy potrzebuje pomocy. Ale zawsze czuję się trochę zbyt dramatycznie, kiedy patrzę moim bliskim w oczy i delikatnie mówię im, że świat jest jednocześnie zgubiony i ocalony, że nie możemy z tym nic zrobić, jak tylko przepłynąć przez wzburzone wody.
Wtedy w końcu zrozumiałem, że Masha zawsze pracowała dokładnie w tym miejscu: tam, gdzie ciemność zaciera naszą percepcję i gdzie pazury nocy zaczynają błyszczeć. Gdzie sny i koszmary przeplatają się ze sobą do tego stopnia, że czasami stają się nie do odróżnienia. Tam, gdzie pojawiają się najtrudniejsze pytania, które są jednocześnie pytaniami najważniejszymi.
To są rzeczy, które opowiadamy, historie rozpowszechniane przez zupełnie zwyczajne istoty. Te historie są w pewnym sensie strategiami przetrwania. Jak wszyscy, wszelkimi sposobami staram się uśmierzyć ból i nadać sens swojemu życiu. A jednak czuję, że coś mi ucieka. Zamykam oczy i całe moje istnienie ukazuje mi się w postaci wymarzonego domu. Chodzę z pokoju do pokoju i jest dla mnie oczywiste, że moja wędrówka jest zarówno w czasie, jak i w przestrzeni.
Niedawno Masha wróciła do mnie, aby opowiedzieć mi o serii liczb, które można odczytać na jednym z jej obrazów. Liczby te przekazała jej babcia jako talizman lub magiczną tarczę. Zastanawiałem się wówczas, czy cała wystawa nie opiera się na opozycji między rzeczywistością strachu, a potrzebą ochrony przed nim. Czyli pomiędzy koszmarnym wyłonieniem się rzeczywistości (strata, żałoba, wojna), a głęboko magiczną zdolnością do przeciwstawiania się tej rzeczywistości poprzez sny i formy miłości, które łączą nas z tymi, którzy są dla nas ważni. Niezależnie od tego, czy żyją, czy nie. Jak mówi Léa Rivière w podkreślonych słowach „płakać to znaczy być z tym, co się zmienia”. Wierzę, że wszystkie prace na tej wystawie są o żałobie, o żałobie, w szerszym znaczeniu. Wierzę też, że bycie przy tym, co się zmienia, może być przerażające, zwłaszcza gdy zmiana następuje w wyniku przemocy i poprzez przemoc.
Dom ugina się, przekształca, integruje w swoich ścianach wszystkie ściany, które znałem w życiu, ściany uspokajające i ściany przytłaczające. Wszystkie ściany. Ale także wszystkie drzwi, wszystkie okna, wszystkie ramy wiszące na gwoździach, wszystkie meble, wszystkie przedmioty, wszyscy ludzie, którzy przychodzą i chodzą między pokojami i nikt już nie wie, co robią.
Zakładając maskę Freddy'ego Kruegera, Masha jednocześnie chwyta szpony nocy. Za pomocą tych pazurów gra na instrumencie, który świat postawił jej na drodze po tym, jak złożyła przysięgę uczenia się muzyki. Zamykam oczy i mocno odczuwam dramat, który się tu rozgrywa. Zamykam oczy i czuję, że świat się zmienia i że te zmiany wpływają na mnie. Czuję, jak strach ściska mi gardło. Czuję w swoim ciele widmo obecności tego, co zdaje się zniknęło na zawsze i czego nic i nikt nie jest w stanie wskrzesić. Czuję narastającą we mnie potrzebę transformacji, ale zdaję sobie sprawę, że owa transformacja jest przerażająca. Cała wystawa jest również o tym lęku przed transformacją. I potrzebie transformacji mimo wszystko. O konieczności wymyślania najróżniejszych podstępów, aby strach nas nie paraliżował. Łzy muszą nadal płynąć. Serce musi nadal bić. Świat nie jest gotowy na koniec.
Szczególną uwagę zwracam na znaki apokalipsy. Znajomy zwrócił mi uwagę, że jest to patologia identyfikowana przez psychiatrię, coś w rodzaju apokaliptycznej nadwrażliwości, która objawia się, gdy osoba borykająca się z nadmiernym bólem odczuwa psychologiczną potrzebę końca świata. Jest to oczywiście potrzeba tajemna, bo kto mógłby przyznać się do chęci przyspieszenia końca czasów?
Wszystkie prezentowane na wystawie prace należy rozpatrywać z największą uwagą i rozumieć takimi, jakimi są naprawdę: układem form, mniej lub bardziej świadomie składających się na podręcznik przetrwania. Podręcznik odpowiadający na pytania Samuela Becketta: jak wyjść bez wychodzenia? Jak znaleźć wyjście inne niż śmierć? Jak się smucić? Jak się przekształcić? Jak dalej żyć?
Szukam wyjścia. W najdalszym pomieszczeniu domu zapaliła się lampa. Ja też szukam lustra. Lampa i lustro. I zepsuty zegarek. Szukam swojego odbicia w tym lustrze. I nie bez powodu zastanawiam się nad moją prawdziwą twarzą.
W filmie „Freddy, Szpony Nocy” bohaterowie w końcu rozumieją, że chroni ich tylko fakt, że nie śpią. Ale nikt nie może uciec od snu, chyba że podejmie ryzyko szaleństwa. Masha wymyśla wyjście: staje się Freddym, przekształca się. Ona już się nie boi. Podobnie jak wcześniej jej babcia, posługuje się magią. A kiedy zapada noc, lata w powietrzu wraz z nietoperzami.
Potrzebuję czasu, aby odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania. Potrzebuję światła, żeby rozróżnić swoje odbicie w lustrze. Potrzebuję cienia, aby wesprzeć okropną rzeczywistość, w której się zanurzam. Musisz znaleźć najmniejszy pokój w domu i znaleźć w nim małe łóżko, na którym możesz się położyć. Trzeba otworzyć okno, żeby dodać ciemność nocy do ciemności domu. Trzeba wpuścić nietoperze do środka. Może trafią do mojej głowy? Może ich sonar pomoże mi to wszystko ogarnąć?
Ten świat jest dla nas zbyt brutalny, a mimo to pozostajemy zdolni do przemiany, do miłości. Ta miłość jest silniejsza niż cokolwiek innego. Przekracza wszelkie granice. Nie wskrzesza umarłych, ale znosi przeciwieństwo życia i śmierci. Pozwala wejść w nieskończony dialog z niewidzialnym.
Mówię o świecie, w którym wszelkiego rodzaju magiczne akty nieustannie zmieniają teksturę rzeczywistości. Czuję, że ten świat czegoś ode mnie oczekuje, choć nie wiem, czego. Mówią, że dorastanie to nauka kontrolowania strachu, ale nie jestem pewien, czy w to wierzę. Może w końcu kultywuję ten strach. Może mój strach łączy mnie z tymi, których kocham. Kim byłbym bez strachu? Czy miałbym ten sam głos, te same oczy, te same gesty?
Masha wraca do źródeł strachu. Do świata dzieciństwa i nocy. Do świata strachu i koszmaru. Stając się Freddiem, odpiera to, co ją przeraża. Wymyśla wyjście: kolejne przeznaczenie dla Freddiego i kolejne przeznaczenie dla niej. Godzi się z najgorszym. Myślę też o wszystkim, czego uczy nas kultura popularna na temat stawania się potworem. Potwór symbolizuje cień. Jednak w życiu jak w opowieściach potrzebny jest cień.
Noszę swój strach jak maskę, jak kostium. Każdego ranka zakładam ten kostium, ponieważ pomaga mi zobaczyć świat w jego prawdzie. Ale mój strach jest jak mięsień, który wzmacniam poprzez praktykę. Im więcej praktykuję strach, tym silniejszy staje się strach. A jednak na końcu coś się dzieje, na przykład zwrot. Ponieważ strach, który stał się przytłaczający, mówi coś innego.
W tekście zatytułowanym „Dziecko i cień” Ursula Le Guin udziela kilku cennych lekcji na ten temat. „Cień nie jest po prostu zły” – pisze – „jest podrzędny, prymitywny, niezdarny, zwierzęcy, dziecinny, ale także potężny, witalny, spontaniczny. [...] jest ciemny, kudłaty i nieprzyzwoity. Ale bez tego jesteśmy niczym. Czym jest ciało, które nie rzuca cienia. […] Każdy, kto zaprzecza swemu głębokiemu powiązaniu ze złem, zaprzecza własnej rzeczywistości. Nie może robić ani tworzyć; może tylko się cofać, niszczyć”[1]. Myślę, że taka koncepcja cienia pozwala nam zrozumieć ogrom pracy, świadomej i nieświadomej, jaka dokonuje się w twórczości Mashy. Jej nie chodzi o mobilizację (z pewnym krytycznym dystansem) motywu koszmaru, ale o upodobnienie się na chwilę do koszmaru. Chodzi o pozwolenie, żeby osiedlił się w Tobie i uważną jego obserwację.
Wszystko, co uważałem za pewne, ucieka mi przed oczami i zdaję sobie sprawę, że mój umysł może podążać, gdzie chce. Rozumiem wtedy, że strach jest koniecznie powiązany z nieznanym. Stworzenie, które nauczy się cenić nieznane, nie boi się już niczego, a wokół niego jest mnóstwo cudów. Jestem w cieniu i nawet jeśli się boję, jestem gotowy.
Jak również pisze Le Guin, cień jest przewodnikiem, prowadzi nas do jądra zła, ale pozwala także odbyć podróż powrotną. Czyli wrócić do punktu, w którym nas nie było, gdzie panuje spokój, króluje i świeci słońce. Ale mimo to cień pozostaje. Obecność cienia. Szpony nocy. I właśnie na tym poziomie, w miejscu tego pojednania, odkrywamy, że jesteśmy zdolni do magii.
Nie jestem pewien, czy rozumiem, co się tutaj dzieje. Wody się podnoszą, łzy płyną dalej. Ale czuję dziwne poruszenie w żołądku, jakby wewnętrzny dreszcz lub zapalenie błon otaczających moje serce. To dziwne i przyjemne uczucie. Im bardziej to czuję, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że ja też jestem zdolna do magii.
____________________________
Léa Rivière, PROMOURNING, transkypcja: Emma Bigé w Deuiller au travers : Pertes et affects trans*espèces, Trou noir n°3, 2024
Ursula K. Le Guin, „Dziecko i cień”, w: Język nocy. Eseje o science fiction i fantasy [1973-1977], przeł. z języka angielskiego (Stany Zjednoczone) Francis Guévremont, Paryż, Les Éditions Aux Forges de Vulcain, 2016
In "Freddy, Les Griffes de la nuit", the characters come to understand that the only way to protect themselves is to stay awake. But no one can escape sleep, except by risking madness. Masha invents a way out: she becomes Freddy, she transforms and reconciles. She's no longer afraid. Like her grandmother before her, she makes magic. And when night falls, she twirls in the air with the bats.
I need time to answer the questions that beset me. I need light to see my reflection in the mirror. I need shade to support the atrocious reality in which I find myself. Need to find the smallest room in the house, and in that room find a little bed to lie on. Need to open the window to add the darkness of the night to the darkness of the house. Need to let the bats inside. Maybe they'll make their way into my head? Maybe their sonar will help me find my way through all this?
This world is too brutal for us, and yet we remain capable of transformation, that is, capable of love. This love is stronger than anything. It transcends all boundaries. It does not resurrect the dead, but it abolishes the very opposition between life and death. It allows us to enter into an infinite dialogue with the invisible.
I'm talking about a world where all kinds of magical acts are constantly changing the texture of reality. I feel that this world wants something from me, but I don't know what it is. They say that to grow up is to learn to control your fear, but I'm not sure I believe it. Maybe I'm actually cultivating this fear. Maybe my fear ties me to the ones I love. Who would I be without my fear? Would I have the same voice, the same eyes, the same gestures?
Masha goes back to the roots of fear. To the world of childhood and night. To the world of fear and nightmares. By becoming Freddie, she conjures up what terrifies her. She invents a way out: another destiny for Freddie, and another destiny for herself. She reconciles herself with the worst. I'm also thinking of what popular culture teaches us about becoming a monster. The monster symbolizes the shadow. And in life, as in fairy tales, we need shadows.
I wear my fear like a mask, like a costume. Every morning I put on this costume because it helps me to see the world in its truth. But my fear is like a muscle that I strengthen by practicing. The more I practice fear, the more powerful it becomes. And yet in the end, something happens, like a reversal of fortune. For fear, now overpowered, tells a different story.
In a text entitled The Child and the Shadow, Ursula Le Guin offers some valuable insights on this subject. "The shadow is not merely evil," she writes, "it is inferior, primitive, left, bestial, childish, but also powerful, vital, spontaneous [...] it is dark, shaggy and indecent. But we are nothing without it. What is a body that casts no shadow? [...] Anyone who denies their deep connection with evil denies their own reality. He cannot make or create; he can only undo, destroy."2 I think this concept of the shadow helps us to understand the immense work, both conscious and unconscious, that goes on in Masha's work. For her, it's not a matter of mobilizing the nightmare motif with a certain critical distance, but of becoming, for a moment, like the nightmare. To let it settle inside you, and observe it attentively.
Everything I'd taken for granted slips away before my eyes, and I realize that my mind can go wherever it wants. I realize that fear is bound up with the unknown. The creature who learns to cherish the unknown no longer fears anything, and miracles abound all around. I'm in the shadows, and even if I'm afraid, I'm ready.
As Le Guin again writes, the shadow is a guide, leading us to the heart of evil, but also enabling us to make the return journey, i.e. to get back to where we started from, where calm reigns and the sun shines. But the shadow remains. The presence of shadow. The claws of night. And it's at this precise level, at this place of reconciliation, that we discover ourselves capable of magic.
I'm not sure I understand what's going on here. The waters rise, the tears continue to flow. But I feel strange stirrings in my belly, like an inner chill, or like inflammation of the membranes enveloping my heart. It's a strange, pleasant feeling. And the more I feel it, the more I realize that I, too, am capable of magic.
____________________________
Léa Rivière, PROMOURNING, transcription by Emma Bigé in Deuiller au travers : Pertes et affects trans*espèces, Trou noir n°3, 2024
Ursula K. Le Guin, "The Child and the Shadow", in The Language of Night. Essays on Science Fiction and Fantasy [1973-1977], trans. from English (U.S.) by Francis Guévremont, Paris, Les Éditions Aux Forges de Vulcain, 2016